"Obiadek w towarzystwie przyjaciół i wroga to najpiękniejsza rzecz na świecie"
- Znów cała w siniakach! - Usłyszałam zdenerwowany głos mojej mamy, która bezczelnie wtargnęła mi do mojej łazienki, kiedy stałam na środku w samej bieliźnie. Odruchowo przykryłam się białym ręcznikiem z nadzieją, że moja rodzicielka nie zobaczy tego największego siniaka na plecach, który został lekko złagodzony przez Rossa. Ale słuchawek i tak nie dostanie. - Kto cię tak urządził? - Najchętniej zrzuciłabym całą winę na tlenionego blondyna, no ale niestety on mnie nawet palcem nie dotknął.
- Koledzy twojego ulubieńca. - Warknęłam po czym rzuciłam ręcznik na ziemię a następnie chwyciłam swoje szare, długie spodnie od piżamy i delikatnie nałożyłam je na swoje chude nogi, następnie włożyłam za dużą, białą bluzkę zakrywając największe siniaki. Po przebraniu w końcu mój wzrok spoczął na mamię, która nie wyglądała na zadowoloną. Zapomniałam, nie lubi kiedy nazywam Rossa "jej ulubieńcem", ponieważ uważa, że posądzam ją o dyskryminację. Dziwna jest, ale kocham ją najmocniej na świecie. No ale sama prawda, ona wręcz go uwielbia. Co weekend jest zapraszany wraz z rodzinką na uroczyste obiady, gdzie ciągle chwali Rossa a mnie poucza.
- Ty i twój brat jesteście moimi ulubieńcami. Pamiętaj. - Powiedziała po czym delikatnie pocałowała mnie w czoło i przytuliła do siebie co spowodowało u mnie szeroki uśmiech. Kiedy mnie przytula, czuję się bezpieczna, szczęśliwa.. Pełna. Ona zawsze mnie rozumie, wiem że mogę powiedzieć jej wszystko co tylko sobie wymarzę. Nie mam przed nią tajemnic. - A teraz spać. - Przeczesała moje włosy po czym puściła mnie z objęć powodując, zimno przechodzące po moim ciele i znów te cholerne zakłopotanie. Posłała mi delikatny uśmiech po czym skierowała się ku wyjściu, lecz zatrzymała się przy framudze drzwi po czym powoli się odwróciła w moją stronę. - Taka błahostka zmieniła twoje życie w wielki syf. - Powiedziała poważnym tonem wpatrując się we mnie z wielkim skupieniem. Ja natomiast wywróciłam oczami i szybko wskoczyłam pod swoją cieplutką kołderkę przepełnioną zapachem wanilii, który wręcz uwielbiam.
- Ja bym powiedziała gówno. - Zaśmiałam się po czym wtuliłam swoją głowę w poduszkę również przepełnioną tym samym zapachem.
- Byliście takimi przyjaciółmi. - Usłyszałam smutny głos mamy, która widocznie nadal nie odpuściła i opierała się o framugę drzwi. - W sumie to on jako jedyny wydobył cię ze studni. - Powoli podniosłam swoją ciężką głowę i spojrzałam na mamę przerażona głębią jej słów. - Wiesz o co mi chodzi. - Nie do końca. - Pamiętam jak każdy swój wolny czas przebywaliście razem, byliście tacy szczęśliwi..
- Skończ. - Przerwałam jej oschle po czym moja głowa bezradnie opadła na miękką poduszkę z której wydobyły się bialutkie piórka. W końcu nastała cisza, budząc we mnie nadzieję że rodzicielka już opuściła moją jakże świętą jaskinie przepełnioną świątecznymi lampeczkami i zdjęciami z polaroida. Niestety, moją nadzieję rozwiał głos który przed chwilą paplał coś o Rossie.
- Nadal ich nie zdjęłaś. - Z niechęcią podniosłam głowę i zerknęłam na mamę, przyglądającą się jakimś zdjęciom przyczepionych na ścianie. Za bardzo nie wiedziałam o co jej chodzi ponieważ mój wzrok był rozmazany, jak zwykle kiedy ktoś przerywa moją świętą próbę zaśnięcia. Kiedy wzrok się wyostrzył a ja w końcu dostrzegłam te kilkanaście zdjęć, od razu na mojej twarzy wywołały prawie niewidoczny uśmiech, który był przeze mnie nie mile widziany.
Były to zdjęcia za czasów mojej jakże wielkiej przyjaźni z Rossem. Na jednym byliśmy we dwoje przebrani w jakieś śmieszne ubrania, a ja całowałam tlenionego blondyna w policzek. Drugie natomiast było zrobione w Kalifornii, kiedy kierowaliśmy się na plan "Austin&Ally". Pamiętam jak przekonywał moich rodziców aby się zgodzili na wyjazd.. Było ciężko ale w końcu się udało.
W moim pokoju jest jeszcze wiele zdjęć z byłym przyjacielem, ale ciężko mi jest je zdjąć, nie wiem czemu. Po prostu nie chce pozbywać się wspomnień, co on z pewnością już zrobił.
- Nie miałam na to czasu. Jutro to zrobię. - Odpowiedziałam obojętnym tonem po czym po raz trzeci opadłam na poduszkę.
- Jutro to będziesz mi pomagała szykować obiad, ponieważ o 15 przyjdą państwo Lynch wraz z rodzeństwem i Ellingtonem.
- Myślałam, że ich rodzice wyjechali do Nowego Jorku. - Odpowiedziałam już zaspanym głosem, który najwyraźniej dał coś mamie do zrozumienia ponieważ jakby odruchowo zgasiła światło co wprowadziło mnie w jeszcze większą senność.
- Owszem, ale przylecieli na weekend, więc chcę ich prawidłowo przywitać.
- I przy okazji wprowadzić intruza do naszego domu? - Zapytałam ledwo podnosząc głowę z poduszki i zerkając na nią spod łba.
- Niby intruz a na twoich ścianach wisi. - Ona wykorzysta nawet najmniej ważną informację przeciwko mnie, nie wiem jak to robi ale zawszę wygrywa.
Przewróciłam oczami po czym padłam na poduszkę, przyrzekając sobie że już nie podniosę tej ciężkiej głowy tylko udam się w krainę snów. - Budzę o 9. - W geście potwierdzenia, że przyjęłam do siebie tą wiadomość machnęłam niedbale ręką po czym usłyszałam ciche "Dobranoc" i odpłynęłam.
Jak szybko zasnęłam tak się obudziłam, znaczy zostałam obudzona. Kiedy podniosłam swoje ciężkie powieki ujrzałam przed sobą mamę trzymającą tuż przed moją twarzą telefon. Nie zważając na to, że jest już po 10 jakby nigdy nic wstałam z łóżka i skierowałam się ku swojej wielkiej szafie, która była obklejona jakimiś plakatami różnych zespołów, oczywiście nie zabrakło tam R5, przecież Ross musiał przykleić ten plakat przy okazji oszpecając moją szafę. Ignorując jakieś wołania ze strony rodzicielki wyjęłam czarną bluzkę na ramiączka, koszulę w szaro-białą kratkę, krótkie jeansowe spodenki no i oczywiście bieliznę. Kiedy już miałam wejść do toalety aby wziąć zasłużony prysznic i w końcu przebrać się w coś czystego zatrzymały mnie słowa, które wymówiła moja mama.
- Zaspałyśmy obie, masz 10 minut ponieważ obiad przesunął się na 14 a my musimy wszystko zrobić, ponieważ ojciec pojechał z Chrisem na jakiś durny mecz i będą równo na obiad. - Pokiwałam w ramach odpowiedzi twierdząco głową po czym bez żadnych zahamowań weszłam do toalety.
Szybko wzięłam prysznic i umyłam swoje brązowe włosy co zajęło mi jakieś pięć minut, kolejne pięć spędziłam na ubraniu się i rozczesaniu kudłów.
W mokrych włosach zbiegłam na do kuchni aby pomóc mamie w przygotowaniach na ten jakże cudowny i na pewno mile spędzony w towarzystwie Rossa obiadek. Pod gorącą wodą umyłam dłonie po czym stanęłam obok mamy wyczekując na jakieś polecenie.
- Dobra. - W końcu się odezwała po czym wyjęła z kieszeni spodni białą kartkę. - Mamy do zrobienia Bruschette, zupę pomidorową, Grissini, Spaghetti All'amatriciana, Pizze, Cannelloni z sosem bolońskim, czarny makaron z przegrzebkami i sosem truflowym, Lasagne bolognese, tiramisu z truskawkami, Zabajone, Torta con ricotta, Bombardino i Calimero a na koniec Cafe affogato. Ale to dopiero kiedy jak będzie czas bo lody się roztopią a kawa wystygnie. - No tak, moja mama jest włoszką więc musi wszystkich zasypywać jej przysmakami. Znaczy mi to pasuję ponieważ sama uwielbiam włoską kuchnię, jeszcze w wykonaniu mamy to w ogóle bomba, ale jednak roboty z tym jest. - Cholera, przecież spaghetti nie podamy im na zimno! Tak jak Bruschette i w ogóle resztę! Cami, pomóż.
- Mamo, po prostu będziemy musiały robić to gdy przyjdą i po kolei dawać. - Odpowiedziałam spokojnym tonem. - A teraz zróbmy desery, one nie muszą być na ciepło.
- Racja, o 13 zrobimy resztę i wszystko będzie na czas oraz ciepłe. - Powiedziała już spokojna po czym nałożyła swój ulubiony żółty fartuszek, który dostała od matki. -Ja robię Torta Con Ricotta a ty zrób Tiramisu z truskawkami i Zabajone. - Pokiwałam twierdząco głową po czym wzięłam się do pracy.
- Byliście takimi przyjaciółmi. - Usłyszałam smutny głos mamy, która widocznie nadal nie odpuściła i opierała się o framugę drzwi. - W sumie to on jako jedyny wydobył cię ze studni. - Powoli podniosłam swoją ciężką głowę i spojrzałam na mamę przerażona głębią jej słów. - Wiesz o co mi chodzi. - Nie do końca. - Pamiętam jak każdy swój wolny czas przebywaliście razem, byliście tacy szczęśliwi..
- Skończ. - Przerwałam jej oschle po czym moja głowa bezradnie opadła na miękką poduszkę z której wydobyły się bialutkie piórka. W końcu nastała cisza, budząc we mnie nadzieję że rodzicielka już opuściła moją jakże świętą jaskinie przepełnioną świątecznymi lampeczkami i zdjęciami z polaroida. Niestety, moją nadzieję rozwiał głos który przed chwilą paplał coś o Rossie.
- Nadal ich nie zdjęłaś. - Z niechęcią podniosłam głowę i zerknęłam na mamę, przyglądającą się jakimś zdjęciom przyczepionych na ścianie. Za bardzo nie wiedziałam o co jej chodzi ponieważ mój wzrok był rozmazany, jak zwykle kiedy ktoś przerywa moją świętą próbę zaśnięcia. Kiedy wzrok się wyostrzył a ja w końcu dostrzegłam te kilkanaście zdjęć, od razu na mojej twarzy wywołały prawie niewidoczny uśmiech, który był przeze mnie nie mile widziany.
Były to zdjęcia za czasów mojej jakże wielkiej przyjaźni z Rossem. Na jednym byliśmy we dwoje przebrani w jakieś śmieszne ubrania, a ja całowałam tlenionego blondyna w policzek. Drugie natomiast było zrobione w Kalifornii, kiedy kierowaliśmy się na plan "Austin&Ally". Pamiętam jak przekonywał moich rodziców aby się zgodzili na wyjazd.. Było ciężko ale w końcu się udało.
W moim pokoju jest jeszcze wiele zdjęć z byłym przyjacielem, ale ciężko mi jest je zdjąć, nie wiem czemu. Po prostu nie chce pozbywać się wspomnień, co on z pewnością już zrobił.
- Nie miałam na to czasu. Jutro to zrobię. - Odpowiedziałam obojętnym tonem po czym po raz trzeci opadłam na poduszkę.
- Jutro to będziesz mi pomagała szykować obiad, ponieważ o 15 przyjdą państwo Lynch wraz z rodzeństwem i Ellingtonem.
- Myślałam, że ich rodzice wyjechali do Nowego Jorku. - Odpowiedziałam już zaspanym głosem, który najwyraźniej dał coś mamie do zrozumienia ponieważ jakby odruchowo zgasiła światło co wprowadziło mnie w jeszcze większą senność.
- Owszem, ale przylecieli na weekend, więc chcę ich prawidłowo przywitać.
- I przy okazji wprowadzić intruza do naszego domu? - Zapytałam ledwo podnosząc głowę z poduszki i zerkając na nią spod łba.
- Niby intruz a na twoich ścianach wisi. - Ona wykorzysta nawet najmniej ważną informację przeciwko mnie, nie wiem jak to robi ale zawszę wygrywa.
Przewróciłam oczami po czym padłam na poduszkę, przyrzekając sobie że już nie podniosę tej ciężkiej głowy tylko udam się w krainę snów. - Budzę o 9. - W geście potwierdzenia, że przyjęłam do siebie tą wiadomość machnęłam niedbale ręką po czym usłyszałam ciche "Dobranoc" i odpłynęłam.
Jak szybko zasnęłam tak się obudziłam, znaczy zostałam obudzona. Kiedy podniosłam swoje ciężkie powieki ujrzałam przed sobą mamę trzymającą tuż przed moją twarzą telefon. Nie zważając na to, że jest już po 10 jakby nigdy nic wstałam z łóżka i skierowałam się ku swojej wielkiej szafie, która była obklejona jakimiś plakatami różnych zespołów, oczywiście nie zabrakło tam R5, przecież Ross musiał przykleić ten plakat przy okazji oszpecając moją szafę. Ignorując jakieś wołania ze strony rodzicielki wyjęłam czarną bluzkę na ramiączka, koszulę w szaro-białą kratkę, krótkie jeansowe spodenki no i oczywiście bieliznę. Kiedy już miałam wejść do toalety aby wziąć zasłużony prysznic i w końcu przebrać się w coś czystego zatrzymały mnie słowa, które wymówiła moja mama.
- Zaspałyśmy obie, masz 10 minut ponieważ obiad przesunął się na 14 a my musimy wszystko zrobić, ponieważ ojciec pojechał z Chrisem na jakiś durny mecz i będą równo na obiad. - Pokiwałam w ramach odpowiedzi twierdząco głową po czym bez żadnych zahamowań weszłam do toalety.
Szybko wzięłam prysznic i umyłam swoje brązowe włosy co zajęło mi jakieś pięć minut, kolejne pięć spędziłam na ubraniu się i rozczesaniu kudłów.
W mokrych włosach zbiegłam na do kuchni aby pomóc mamie w przygotowaniach na ten jakże cudowny i na pewno mile spędzony w towarzystwie Rossa obiadek. Pod gorącą wodą umyłam dłonie po czym stanęłam obok mamy wyczekując na jakieś polecenie.
- Dobra. - W końcu się odezwała po czym wyjęła z kieszeni spodni białą kartkę. - Mamy do zrobienia Bruschette, zupę pomidorową, Grissini, Spaghetti All'amatriciana, Pizze, Cannelloni z sosem bolońskim, czarny makaron z przegrzebkami i sosem truflowym, Lasagne bolognese, tiramisu z truskawkami, Zabajone, Torta con ricotta, Bombardino i Calimero a na koniec Cafe affogato. Ale to dopiero kiedy jak będzie czas bo lody się roztopią a kawa wystygnie. - No tak, moja mama jest włoszką więc musi wszystkich zasypywać jej przysmakami. Znaczy mi to pasuję ponieważ sama uwielbiam włoską kuchnię, jeszcze w wykonaniu mamy to w ogóle bomba, ale jednak roboty z tym jest. - Cholera, przecież spaghetti nie podamy im na zimno! Tak jak Bruschette i w ogóle resztę! Cami, pomóż.
- Mamo, po prostu będziemy musiały robić to gdy przyjdą i po kolei dawać. - Odpowiedziałam spokojnym tonem. - A teraz zróbmy desery, one nie muszą być na ciepło.
- Racja, o 13 zrobimy resztę i wszystko będzie na czas oraz ciepłe. - Powiedziała już spokojna po czym nałożyła swój ulubiony żółty fartuszek, który dostała od matki. -Ja robię Torta Con Ricotta a ty zrób Tiramisu z truskawkami i Zabajone. - Pokiwałam twierdząco głową po czym wzięłam się do pracy.
*Cztery godziny później*
- Ja otworzę ty nalej zupę do misek. - Powiedziała mama zdejmując ze swojej eleganckiej sukienki fartuch, ja oczywiście nie miałam ochoty się stroić więc zostałam w tym co rano. Machnęłam ręką na znak, że się zgadzam po czym przelałam zupę do wszystkich 12 misek. Na każdą zupę posypałam parmezanem i ozdobiłam listkiem bazylii. W tle słyszałam już całą rodzinę Lynch, rozmawiającą z moją mamą.
- Mimo, że potrafię nalać do 12 talerzy przenieść ich już nie dam rady. - Krzyknęłam z nadzieją, że w kuchni zjawi się moja mama, tata lub brat. Niestety po kilku minutach nikt się nie zjawiał, więc uświadomiłam sobie, że takie czekanie na kogoś w geście pomocy jest jak wierzenie w niemożliwe. Przewróciłam oczami po czym wzięłam dwie pierwsze miski stojące najbliżej mnie i zaniosłam do jadalni gdzie wszyscy byli na miejscach i śmiali się w najlepsze. Po raz kolejny wywróciłam oczami po czym podeszłam do Pani Stormie i Pana Marka podając im dwa ładnie ozdobione miski przepysznej zupy w moim wykonaniu.
- Dziękuje kochana, miło cię znów widzieć. - W roli kelnerki, czy ogólnie? Oczywiście komentarz zachowałam dla siebie i w ramach odpowiedzi delikatnie się uśmiechnęłam. Kiedy już miałam się odwrócić i pójść do kuchni po kolejne miski z zupą usłyszałam głos, który spowodował u mnie nie miłe ciarki.
- Mam nadzieję, że słuchawki znów powrócą do swojego właściciela. - Mam nadzieję, że oszczędzisz sobie głupich komentarzy i się przymkniesz.
- Chyba musisz kupić nowe. - Odpowiedziałam posyłając mu wredny uśmieszek. Bez przeszkód skierowałam się do kuchni i przyniosłam kolejne zupy i kolejne i kolejne.. Aż w końcu zostały tylko dwie, czyli dla mnie i dla Chrisa. W spokoju podałam bratu zupę na co zareagował wielkim uśmiechem po czym sama postawiłam swoją, na moje nieszczęście siedziałam na przeciwko tlenionego blondyna, który cały czas dziwnie na mnie patrzył.
W końcu mama ogłosiła jakąś śmieszną mowę po czym zaczęliśmy jeść.
- Carmen, jak w szkole? - Usłyszałam głos Pana Lynch przez co byłam zmuszona podnieść głowę znad talerza i zerknąć w jego stronę.
- Jest.. - W tej chwili poczułam na sobie nie przyjemny wzrok Rossa, który widocznie nie chciał abym wspomniała o meczu koszykówki jak jego koledzy mnie poturbowali a on tylko stał i się patrzył. - Okej. - Dokończyłam dziwnym głosem po czym wbiłam wzrok w swoją czerwoną zupę.
- Cam co z twoim policzkiem? - Wyrwał mnie zaniepokojony głos Delly. Cholera, kompletnie zapomniałam o siniaku na policzku, który zrobiła mi piłka od koszykówki rzucona 'przypadkowo' prosto we mnie przez Nathana. Odruchowo zasłoniłam policzek nadal siedząc w ciszy, nie wiedziałam co powiedzieć. Prawdę? A może skłamać? Cholera wie. - Nie mów, że to kolejna sprawka kumpli mojego brata.. - O dziwo pokiwałam przecząco głową co zdziwiło nie tylko mnie ale także Rossa i moją mamę. Oboje znali prawdę, oraz mieli świadomość, że wiecznie chciałabym zrzucać winę na tlenionego blondyna ale tym razem.. Coś nie wyszło.
- Wczoraj wieczorem potknęłam się o zawinięty dywan i uderzyłam w kant łóżka. - Odpowiedziałam mając cały czas wbity wzrok w zupę, aby nikt nie odgadł że kłamię.
- Biedactwo ty moje. - Powiedziała z troską Rydel po czym znów zjadła trochę zupy. W głowie tłumiło mi się tyle myśli.. Czemu skłamałam? Dlaczego go obroniłam? Przecież nie zasłużył, powinnam go na starcie wsypać, ale coś mnie zatrzymało. - A właśnie! - Wyrwał mnie na prawdę głośny krzyk Delly. - Przypomniało mi się coś.
- Umieramy z ciekawości. - Zaśmiał się Ell po czym szybko tego pożałował ponieważ został obrzucony nieprzyjaznym wzrokiem blondynki. - Sory, sory..
- Organizuję w waszej szkole bal. - Powiedziała już uspokojona po czym odłożyła pustą miskę na bok stołu, gdzie znajdowało się jeszcze kilka takich samych naczyń. - Wiecie, w końcu to ostatni bal Rossa.. - Zapanowała cisza. Odruchowo spojrzałam na blondyna siedzącego przede mną, który nie wyglądał na zadowolonego, był wręcz wściekły. Za bardzo nie wiedziałam czy mam się teraz odezwać, czy może przemilczeć. W mojej głowię panowała pustka. Mimo, że nie cierpię Rossa i na prawdę idzie mi na rękę jego na razie nie wyjaśnione odejście ze szkoły to.. Mam wrażenie, że jednak będę tęsknić? Matko boska! Nie wiem! - Sory brat, wymsknęło się.
- Nic się nie stało Delly i tak musiałbym to powiedzieć.. - Wszyscy spojrzeli na chłopaka zdziwionym wzrokiem, prócz mnie. Ja patrzyłam bardziej zaniepokojonym co chyba zauważył..
- Umieramy z ciekawości. - Zaśmiał się Ell po czym szybko tego pożałował ponieważ został obrzucony nieprzyjaznym wzrokiem blondynki. - Sory, sory..
- Organizuję w waszej szkole bal. - Powiedziała już uspokojona po czym odłożyła pustą miskę na bok stołu, gdzie znajdowało się jeszcze kilka takich samych naczyń. - Wiecie, w końcu to ostatni bal Rossa.. - Zapanowała cisza. Odruchowo spojrzałam na blondyna siedzącego przede mną, który nie wyglądał na zadowolonego, był wręcz wściekły. Za bardzo nie wiedziałam czy mam się teraz odezwać, czy może przemilczeć. W mojej głowię panowała pustka. Mimo, że nie cierpię Rossa i na prawdę idzie mi na rękę jego na razie nie wyjaśnione odejście ze szkoły to.. Mam wrażenie, że jednak będę tęsknić? Matko boska! Nie wiem! - Sory brat, wymsknęło się.
- Nic się nie stało Delly i tak musiałbym to powiedzieć.. - Wszyscy spojrzeli na chłopaka zdziwionym wzrokiem, prócz mnie. Ja patrzyłam bardziej zaniepokojonym co chyba zauważył..
_______________
Hejcia!
Po pierwsze przepraszam, że tak późno,
niestety wywalili mi jak na złość prąd :/
No ale mam na szczęście laptopa i dokończyłam w nocy dla was :)
Po drugie (wkraczamy do rozdziału)
zaczyna wszystko iść po myśli Carmen, w końcu Ross wyjedzie
i ona nie będzie musiała widywać jego buźki na co dzień, ale czy oby na pewno
dziewczyna tego chce?..
Pozdrawiam. ;*
Jest cudowny!!!
OdpowiedzUsuńA teraz wracam sie uczyć :p
Super :)
OdpowiedzUsuń