- Powtórz. - Powiedziała Coralyn na co wywróciłam oczami, ponieważ każe mi to od nowa tłumaczyć po raz setny. Czy ta kobieta ma problemy ze słuchem? Czy może ja bełkocze?
- Ross nie będzie z nami chodził do ostatniej klasy, ponieważ jedzie do L.A. na kręcenie czwartego sezonu "Austin&Ally". Zresztą ma dość rozdawania autografów na co drugiej przerwie lub robienia sobie zdjęć z napalonymi fankami, z jego klasy. - Odpowiedziałam ze znudzoną miną. Niechętnie spojrzałam na szatynkę, która już chciała mnie jeszcze bardziej zdenerwować i powtórzyć polecanie. Szybko zmroziłam ją wzrokiem przez co przyjaciółka tylko posłała mi niemrawy uśmieszek po czym skończyła swoją wędrówkę po moim pokoju i dosiadła się obok mnie na łóżku. Jej pastelowo różowa spódnica do kostek lekko się podwinęła, odkrywając połowę szczupłych, wyrobionych łydek dziewczyny. Była taka idealna. Miała ładną figurę, piękne wcięcie w talii, zgrabne, długie nogi, ciemne włosy do ramion, pełne usta, wielkie oczy.. Każdy chłopak się za nią ogląda, wystarczy że przejdzie obok jakiegoś faceta a ten od razu leci z wywalonym jęzorem błagając aby podała mu numer. Fakt, w szkole ją ignorują a raczej PRÓBUJĄ to robić co im się ewidentnie nie udaję.
- Chyba popełnię samobójstwo! Sławny Ross Lynch rzuca naszą szkołę.. - Powiedziała z teatralnie udawanym smutkiem przy okazji wywołując dawno nie widziany uśmiech na mojej twarzy. - Takie ciacho. - Wybuchłam nie opanowanym śmiechem przez co Carolyn spojrzała na mnie z przerażoną miną. Dawno się tak nie śmiałam, w sumie nadal nie wiem czemu teraz się tak śmieje. Jest to niespotykany okaz. Kiedy już się opanowałam, jednym palcem wytarłam teatralnie 'łzę' a przyjaciółka posłała mi tylko ten swój podejrzliwy uśmieszek, którego wręcz nienawidziłam.
- Chyba mi nie powiesz, że nie jest przystojny? - Rzuciła udawanym, poważnym tonem patrząc na mnie spod ukosu, przez co poczułam się niezręcznie. Oczywiście ja mam swoje jedno zdanie na tema Rossa, które nigdy w moim życiu się nie zmieni. Jest to cholerny egoista, który myśli tylko jak tu mi dokuczyć lub mojej przyjaciółce.. A jeżeli chodzi o wygląd wewnętrzny, nie skomentuję. Nigdy.
- Chcesz kakao? - Zerwałam się z łóżka, kompletnie ignorując pytanie szatynki, która zapewne mroziła mnie wzrokiem. Na szczęście stałam do niej plecami, przez co czułam się jak na razie bezpieczna. Nagle zza pleców usłyszałam chrząknięcie, które zmusiło mnie do powolnego odwrócenia się.
- Czemu unikasz odpowiedzi? Jeszcze tydzień temu walnęłabyś bez zastanowienia, że jest "ohydnym szczurem". - Nadal nie odpuściła. W odpowiedzi wywróciłam oczami i niechętnie usiadłam obok lekko zdezorientowanej dziewczyny. Matko, nie moja wina że moja głową ma teraz system 'error' ponieważ, ktoś taki jak Ross Shor Lynch wywołał u mnie myśli, które nie powinny zaznać światła dziennego. - Carmen, do cholery!
- Nadal jest szczurem ale nie ohydnym! - Odpowiedziałam takim samym krzykiem co ona, przy okazji podnosząc teatralnie ręce do góry w geście poddania. Od razu poczułam na sobie wzrok Carolyn, która widocznie była mocno zszokowana moją odpowiedzią. Nie dziwie się. Sama w to nie wierzę.
- Matko boska! Kim jesteś? I co zrobiłaś z Carmen Wilson?! - Zaśmiała się nadal z lekkim przerażeniem w głosie, po czym objęła mnie ramieniem przytulając do siebie. Wywróciłam oczami i szybko zdjęłam jej rękę ze swoich ramion uwalniając się z tego niemiłosiernie bolącego uścisku. Sama siebie nie rozpoznawałam, byłam wręcz w szoku. - Dobra zmieńmy temat. Widzę, że coś cię to nie kręci. - Zaśmiała się po czym delikatnie się podniosła z łóżka dając wolność swojej dotychczas przygniecionej spódnicy, która wręcz wołała o pomoc. Ciągle obserwowałam jej ruchy. Chodziła lekko zestresowana, ale próbowała to wszystko zakryć wielkim, sztucznym uśmiechem na jej idealnej twarzyczce. W końcu zatrzymała się przy jednym ze zdjęć na ścianie, dokładniej nie wiedziałam jakim ponieważ jej sylwetka kompletnie mi uniemożliwiała dostęp. Lekko się wychyliłam zza łóżka co pozwoliło mi dostrzec jedynie aktualny wyraz twarzy dziewczyny, który mnie lekko zaniepokoił. - Nie mówiłaś, że byliście blisko.
- Mówiłam. Przyjaźniliśmy się kilka lat, znaliśmy na wylo.. - W tym momencie Coralyn się odsunęła pozwalając mi ujrzeć jej główny punkt zainteresowania. Było to zdjęcie robione dokładnie w wakacje, dwa lata temu gdy zabrał mnie do Nowego Jorku wraz z całym jego rodzeństwem i Ell'em ponieważ mili mieć tam ważny koncert. Na zdjęciu staliśmy tyłem. Prawą ręką wskazywałam na Statuę Wolności a lewą trzymałam dłoń tlenionego blondyna. Na sam widok delikatnie się uśmiechnęłam wywołując u szatynki jeszcze większe oburzenie co kompletnie zignorowałam i nadal błądziłam w myślach.
Ten wyjazd był idealny, oczywiście nic między nami nie było. Po prostu lubiliśmy tak chodzić, z czego Delly wszystko wyolbrzymiała i zarzucała nam oczywiście coś więcej niż przyjaźń. No i tak zostało zrobione to zdjęcie, Rydel chciała nam udowodnić, że na prawdę wyglądamy jak kochająca się para..
Szybko oprzytomniałam trzęsąc głową w prawo i lewo. Mój uśmiech zszedł a ja spoważniałam.
- Nic między nami nie było. - Odpowiedziałam oschle. - To tylko przyjaźń. - Dokończyłam po czym gwałtownie wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju zostawiając w nim samą, zdezorientowaną Coralyn.
Zbiegłam schodami na dół próbując cały czas wyrzucić z głowy te cholerne wspomnienia, ponieważ gdy wracały one.. Wracało wydarzenie zmieniające całe moje życie. Dzień w którym wszystko się posypało, popadłam w depresję, serce pękło a mózg został brutalnie zniszczony. Nie chce o tym myśleć, nie mam zamiaru wracać ani kończyć. Zresztą, sama nie wiem czego chcę. Zbyt mnie to tłoczy, niszczy, rujnuje..
- Carmen uważaj! - Usłyszałam za sobą zaniepokojony krzyk brata. Jak z automatu podniosłam głowę z drewnianych schodów obłożonych starymi dywanikami, uszytymi przez babcię.
Nawet nie zdążyłam wyłapać obrazu a już poczułam mocne uderzenie po czym wylądowałam bezradnie na podłodze z wielkim bólem kości ogonowej. Powoli podniosłam swoje ciężkie powieki odkrywając czerwoną zasłonę, przed sobą ujrzałam również leżącego na ziemi tlenionego blondyna, który jeszcze niedawno błądził po mojej głowie. Cały czas wpatrywałam się w blondyna, który właśnie masował sobie czubek głowy. pewnie uderzył w poręcz. Gwałtownie się podniosłam, czego po chwili pożałowałam ponieważ moje pole widzenia zasłoniły białe oraz czarne kropeczki, po chwili zakręciło mi się w głowię przez co zaliczyłam jeszcze jeden upadek, tylko tym razem w ramiona Chrisa. - Jakbym cię nie złapał, rozwaliła byś sobie głowę złotko.
- Dlatego jesteś moim bratem, aby mnie ratować. - Zaśmiałam się po czym stanęłam na równe nogi i potargałam bruneta po jego czuprynie, przez co na jego twarzy wymalował się wielki uśmiech. - A ty Lynch - Odwróciłam się w stronę już stojącego chłopaka. - Uważaj jak łazisz. - Warknęłam po czym wyminęłam go i zbiegłam na dół do kuchni gdzie jeszcze było słychać krzyk chłopaka.. Ten okropny krzyk. Potem mój. Carmen, skończ już do cholery wspominać! To nic nie da. Tylko cię wpędzi w nie potrzebne problemy ze samą sobą, których byś raczej nie chciała.
W ogóle co tu do cholery robił Ross? Jest niedziela, zwyczajna niedziela. Od kiedy on utrzymuje tak dobry kontakt z moim bratem? Przecież dzielą ich dwa lata różnicy..
A no tak, oni się przyjaźnią.
Cholera, chyba wezmę jakieś leki.
Zaczęłam grzebać po szafkach w poszukiwaniu witaminy c, mimo to nigdzie jej nie znalazłam mimo to ujrzałam coś co mnie przeraziło, zarazem.. zszokowało.
Nie to nie może być prawda..
- Matko boska! Kim jesteś? I co zrobiłaś z Carmen Wilson?! - Zaśmiała się nadal z lekkim przerażeniem w głosie, po czym objęła mnie ramieniem przytulając do siebie. Wywróciłam oczami i szybko zdjęłam jej rękę ze swoich ramion uwalniając się z tego niemiłosiernie bolącego uścisku. Sama siebie nie rozpoznawałam, byłam wręcz w szoku. - Dobra zmieńmy temat. Widzę, że coś cię to nie kręci. - Zaśmiała się po czym delikatnie się podniosła z łóżka dając wolność swojej dotychczas przygniecionej spódnicy, która wręcz wołała o pomoc. Ciągle obserwowałam jej ruchy. Chodziła lekko zestresowana, ale próbowała to wszystko zakryć wielkim, sztucznym uśmiechem na jej idealnej twarzyczce. W końcu zatrzymała się przy jednym ze zdjęć na ścianie, dokładniej nie wiedziałam jakim ponieważ jej sylwetka kompletnie mi uniemożliwiała dostęp. Lekko się wychyliłam zza łóżka co pozwoliło mi dostrzec jedynie aktualny wyraz twarzy dziewczyny, który mnie lekko zaniepokoił. - Nie mówiłaś, że byliście blisko.
- Mówiłam. Przyjaźniliśmy się kilka lat, znaliśmy na wylo.. - W tym momencie Coralyn się odsunęła pozwalając mi ujrzeć jej główny punkt zainteresowania. Było to zdjęcie robione dokładnie w wakacje, dwa lata temu gdy zabrał mnie do Nowego Jorku wraz z całym jego rodzeństwem i Ell'em ponieważ mili mieć tam ważny koncert. Na zdjęciu staliśmy tyłem. Prawą ręką wskazywałam na Statuę Wolności a lewą trzymałam dłoń tlenionego blondyna. Na sam widok delikatnie się uśmiechnęłam wywołując u szatynki jeszcze większe oburzenie co kompletnie zignorowałam i nadal błądziłam w myślach.
Ten wyjazd był idealny, oczywiście nic między nami nie było. Po prostu lubiliśmy tak chodzić, z czego Delly wszystko wyolbrzymiała i zarzucała nam oczywiście coś więcej niż przyjaźń. No i tak zostało zrobione to zdjęcie, Rydel chciała nam udowodnić, że na prawdę wyglądamy jak kochająca się para..
Szybko oprzytomniałam trzęsąc głową w prawo i lewo. Mój uśmiech zszedł a ja spoważniałam.
- Nic między nami nie było. - Odpowiedziałam oschle. - To tylko przyjaźń. - Dokończyłam po czym gwałtownie wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju zostawiając w nim samą, zdezorientowaną Coralyn.
Zbiegłam schodami na dół próbując cały czas wyrzucić z głowy te cholerne wspomnienia, ponieważ gdy wracały one.. Wracało wydarzenie zmieniające całe moje życie. Dzień w którym wszystko się posypało, popadłam w depresję, serce pękło a mózg został brutalnie zniszczony. Nie chce o tym myśleć, nie mam zamiaru wracać ani kończyć. Zresztą, sama nie wiem czego chcę. Zbyt mnie to tłoczy, niszczy, rujnuje..
- Carmen uważaj! - Usłyszałam za sobą zaniepokojony krzyk brata. Jak z automatu podniosłam głowę z drewnianych schodów obłożonych starymi dywanikami, uszytymi przez babcię.
Nawet nie zdążyłam wyłapać obrazu a już poczułam mocne uderzenie po czym wylądowałam bezradnie na podłodze z wielkim bólem kości ogonowej. Powoli podniosłam swoje ciężkie powieki odkrywając czerwoną zasłonę, przed sobą ujrzałam również leżącego na ziemi tlenionego blondyna, który jeszcze niedawno błądził po mojej głowie. Cały czas wpatrywałam się w blondyna, który właśnie masował sobie czubek głowy. pewnie uderzył w poręcz. Gwałtownie się podniosłam, czego po chwili pożałowałam ponieważ moje pole widzenia zasłoniły białe oraz czarne kropeczki, po chwili zakręciło mi się w głowię przez co zaliczyłam jeszcze jeden upadek, tylko tym razem w ramiona Chrisa. - Jakbym cię nie złapał, rozwaliła byś sobie głowę złotko.
- Dlatego jesteś moim bratem, aby mnie ratować. - Zaśmiałam się po czym stanęłam na równe nogi i potargałam bruneta po jego czuprynie, przez co na jego twarzy wymalował się wielki uśmiech. - A ty Lynch - Odwróciłam się w stronę już stojącego chłopaka. - Uważaj jak łazisz. - Warknęłam po czym wyminęłam go i zbiegłam na dół do kuchni gdzie jeszcze było słychać krzyk chłopaka.. Ten okropny krzyk. Potem mój. Carmen, skończ już do cholery wspominać! To nic nie da. Tylko cię wpędzi w nie potrzebne problemy ze samą sobą, których byś raczej nie chciała.
W ogóle co tu do cholery robił Ross? Jest niedziela, zwyczajna niedziela. Od kiedy on utrzymuje tak dobry kontakt z moim bratem? Przecież dzielą ich dwa lata różnicy..
A no tak, oni się przyjaźnią.
Cholera, chyba wezmę jakieś leki.
Zaczęłam grzebać po szafkach w poszukiwaniu witaminy c, mimo to nigdzie jej nie znalazłam mimo to ujrzałam coś co mnie przeraziło, zarazem.. zszokowało.
Nie to nie może być prawda..
___________
Heloł!
Dziś postanowiłam wrzucić rozdział,
ponieważ nie miałam nic do uczenia a chciałam jak najszybciej napisać.
Mam nadzieje że się podoba :))
Pozdrawiam wszystkich!
I całuję ;*
Super rozdział ♥
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu :) :*
Dziękuje :)
UsuńJa życzę miłego tygodnia ;)
Cholera.. Już poniedziałek! Czemu ja się pytam! Jakim prawem?! ; DD
suuuper :D:D:D
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie ; DD
UsuńHej. Na Twojego bloga wpadłam wczoraj wieczorem, przeczytałam parę zdań i później czytałam całość do 24. Masz talent, nareszcie znalazłam świetnego bloga bez Raury i Raii :3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko wstawisz rozdział, bo jestem ciekawa, co to tych prochów na depresję i o co poszło między Rossem a Carmen :3
Pozdrawiam,
Inna
Cieszę się, że czytasz mojego bloga i ci się podoba ; D
UsuńPozdrawiam i całuję ;*